Radzyń Podlaski - Nasze miasto z dobrej strony! Mamy 16 kwietnia 2024 imieniny: Julii, Bernadetty

Już niedługo

Nigdzie się nie wybieraj... Siedź spokojnie w domu i oglądaj telewizję, albo czytaj książki :)
Dodaj wydarzenie
Zobacz wszystkie

Reklama

Felietony

Gratulujemy "Wspólnocie" naszego rozkładu jazdy...

Mariusz Szczygieł   
środa, 23 lutego 2011 11:15

Rozkład jazdy...Moi Drodzy... Tym razem bez wstępów - odradzam korzystania z rozkładu jazdy zamieszczonego jako dodatek do ostatniego (8/2011 (399)) numeru tygodnika "Wspólnota Radzyńska".

Powód jest bardzo prosty - niestety, ale redaktorzy tygodnika nie spojrzeli na datę aktualizacji rozkładu na naszej stronie i... skopiowali godziny odjazdów z iledzisiaj.pl bez zmian, tytułując swoją tabelkę "PKS Radzyń Podlaski". Pozbyli się jedynie numerów stanowisk, dodali średniki pomiędzy godzinami oraz kolumnę z ul. Lubelską 2 (ale po co, skoro nasz rozkład dotyczy jedynie odjazdów z Punktu Obsługi Pasażerów?). Najważniejsze - rozkład ten jest po prostu NIEAKTUALNY. Możecie więc tę piękną książeczkę, wydaną przez "Wspólnotę", wyrzucić od razu do kosza.

Wypada w tym miejscu przeprosić Was oraz redakcję "Wspólnoty" za to, że rozkład na naszej stronie mija się z rzeczywistością, ale spokojnie czekaliśmy na wprowadzenie zmian w kursach przez przewoźników, a było ich przed końcem 2010 i na początku tego roku sporo. Wypada też przypomnieć redakcji tygodnika "Wspólnota", że w stopce iledzisiaj.pl widnieje zdanie: "Kopiowanie bez podania źródła wzbronione". Nie zauważyłem w książeczce żadnej wzmianki na ten temat... a rozkład zamieszczony na naszej stronie został wykorzystany bez mojej zgody. Cieszy mnie oczywiście to, że jesteśmy źródłem informacji dla "Lidera prasy lokalnej na Lubelszczyźnie", ale niesmak jednak pozostaje...

 

Herbatka u Księdza Radka

Anna Małoszewska   
czwartek, 10 lutego 2011 02:00

Anna MałoszewskaMieszkańcy Radzynia i okolic z pewnością pamiętają charyzmatycznego Księdza Radosława Szuckiego, który pracował w Sanktuarium Matki Bożej Nieustającej Pomocy na przełomie 2008 i 2009 roku.

Z taką samą pewnością mogę stwierdzić, że młodzież, z którą wówczas pracował, a i ja mam przyjemność do tej młodzieży się zaliczać, pamięta jego zmysł organizacyjny jeżeli chodzi o różne koncerty (jak chociażby niezapomniany wytęp zespołu Full Power Spirit, wykonującego chrześcijański rap, dla uczniów I LO w Sali radzyńskiego kina) i spotkania z interesującymi ludźmi. Mimo, że Ksiądz Radek od prawie dwóch lat już pracuje w parafii w Starej Kornicy, w tej kwestii nic nie uległo zmianie. Parę dni temu miałam okazję przekonać się o tym na własne oczy. Otóż w czwartek, 03 lutego 2011 roku, dzięki uprzejmości Dyrekcji Gimnazjum w Starej Kornicy, oraz już wspomnianemu zmysłowi organizacyjnemu Księdza Radka, na sali gimnastycznej odbyła się nietypowa katecheza.

 

Sponsoring kultury - Czysty biznes!

Arkadiusz Kulpa   
sobota, 05 lutego 2011 12:32

kulturaW 1924 roku w Stanach Zjednoczonych rozpoczęto emisję audycji radiowej pt. "The Everyday Hour", nadającej koncerty muzyczne. Audycję sponsorował koncern National Carbon Company – istniejący do dzisiaj i świetnie prosperujący producent baterii i akumulatorów. Była to pierwsza w historii sponsorowana audycja i początek nowej ery nie tylko w marketingu ale też w kulturze.

Zjawisko finansowania przez osoby prywatne działań kulturalnych istniało już dawno lecz miało inne formy. Była to raczej opieka wpływowych i bogatych miłośników sztuki nad artystami, nazywana powszechnie mecenatem – od nazwiska Gajusza Cilniusza Mecenasa – rzymskiego polityka, poety i patrona poetów m.in. Horacego. Gdyby nie mecenasi renesansu, tacy jak Ludovico Sforza il Moro lub Lorenzo de Medici nie oglądalibyśmy dzisiaj wielu wspaniałych dzieł Leonarda da Vinci i Michała Anioła. W tamtych czasach powszechny był też mecenat dworski, królewski, magnacki i kościelny (głównie papieski). Wielkimi mecenasami sztuki w Polsce byli królowie Władysław IV Waza i Stanisław August Poniatowski.

 

Kupiłem sobie piwo w zwrotnej butelce...

Jakub Jakubowski   
czwartek, 13 stycznia 2011 21:58

Perła Export, butelka bezzwrotnaKupiłem sobie piwo w zwrotnej butelce. Piwo królewskie w dużym sklepie dla plebsu.

Po paru dniach na kolejne zakupy zabrałem ze sobą opróżnioną butelkę z nadzieją odzyskania 35 groszy i podniecony świadomością jak dobrze czynię.

W Punkcie Obsługi Klienta zostałem poinformowany, ze butelki oddaje się "na sklepie". W pośpiechu przejechałem alejami zbierając z półek zaplanowane zakupy. Mijając ostatnią aleję z piwem uznałem, że umknął mi gdzieś punkt zwrotu szkła więc dopytałem u kasjerki. Okazało się, że owszem - mogę oddać, ale okazując paragon dowodzący zakupu butelki.

- Droga Pani - nie ukrywałem swego zdziwienia - ja piłem piwo, nie pilnowałem paragonu!? W odpowiedzi usłyszałem, że nie można przyjąc bez paragonu, bo na kasie byłyby minusy. Co z tego, że takiego piwa w Radzyniu nie sprzedają nigdzie indziej - więc musiało być kupione tu. Co też kogo obchodzi, że taki frajer z butelkami - jak ja - pojawia się może raz w tygodniu? (potwierdzone z rozmowie)

 

Czy na kaca najlepsza jest praca?- O sposobach zwalczania bólu głowy po imprezie

Mariusz Szczygieł   
sobota, 01 stycznia 2011 03:25

kacDziś temat poważny i stary jak historia ludzkości. KAC.

A oto przetestowane przeze mnie sposoby na przezwyciężenie tej poimprezowej dolegliwości.

1) "Na kaca najlepsza jest praca"- być może tak, ale w moim przypadku ani razu się nie sprawdził

2) "Klinik", czyli kolejna dawka alkoholu, przyjęta następnego dnia- działa, ale przez krótką chwilę, potem jest jeszcze gorzej...

3) Sok pomidorowy- duża dawka potasu, orzeźwiający smak- działa nieznacznie, pomaga zmienić smak w ustach, głowa jednak boli dalej

4) Herbata, kawa- efekt raczej bez zmian

5) Pluszzzzzzzzz, Alka Seltzer, witamina C- działa

6) Napoje gazowane- ten sposób najczęściej wywołuje skutek odwrotny...

7) Woda (niegazowana, mineralna)- przy pierwszych oznakach bólu głowy należy wypić jej jak najwięcej. To nic, że w żołądku już się prawie nie mieści- pić ile wlezie, a nawet trochę więcej. Odespać. Działa.

 

Mecz o wszystko

Mariusz Szczygieł   
środa, 29 grudnia 2010 11:27

Czyżby faul?Ależ to był mecz! Jeszcze dzisiaj, kiedy sobie o nim przypomnę to przechodzą mnie ciarki.

Murawa stadionu miejskiego zaroiła się od piłkarzy, trybuny wypełniły się kibicami i do ostatniej minuty nie było wiadomo kto zwycięży. Radzyńskie derby rozpoczęte. Siedmiu po jednej stronie, raczej spokojnych o wynik spotkania i siedmiu graczy po stronie drugiej- przygotowanych na każdy ruch rywala. No i sędzia w środku- nowy jeszcze, ale odważny i pewny swego. Piłka w grze! Gwizdek sędziego! Gra przerwana... "Trenera! Trenera jeszcze nie mamy, trzeba poczekać"- orzekł sedzia i przerwał spotkanie. Siedem tysięcy kibiców wytrzeszczało ze zdumienia oczy. Ale rozumieli... "- Jeszcze trenera nam trzeba, sędzia ma rację". W tym czasie obydwaj kandydydaci na pierwszego trenera radzyńskiej drużyny układali swoje strategie. Jeden dzielił się z kibicami chlebem i stawiał na piłkarzy, a oni chyba grali na niego. Drugi chodził ze stoperem i budził swoich wpuszczając co chwila świeże powietrze. Na trybunach wrzało. Co chwila to z jednej, to z drugiej strony słychać było gniewne okrzyki kibiców. "KS FSR!" skandowała jedna strona, "KS PiS!" odpowiadała druga. Wszyscy wiedzieli, że wybór trenera to być, albo nie być dla którejś z drużyn. To przecież według jego planu będą grali mecze. To on poprowadzi drużynę do zwycięstwa, wspierając ją swoimi radami tuż zza linii boiska, kiedy drugi będzie przyglądał się grze z ławki rezerwowych.

 

Magia polskich świąt...

Janina Kiewel   
czwartek, 23 grudnia 2010 01:00

Nasza choinka...Na te kilka niezwykłych dni znów stajemy się dziećmi.

Tak samo jak one z radością wyglądamy pierwszej gwiazdki… Z takim samym smakiem zajadamy wigilijne specjały i z niecierpliwością, powstrzymując drżenie rąk, rozpakowujemy gwiazdkowe upominki. Tak właśnie działa magia Świat Bożego Narodzenia. Ta magia sprawia też, że z sentymentem przechowujemy stare ozdoby choinkowe, by zawiesić je wśród nowoczesnych lampek i bombek. A na wigilijną wieczerzę podajemy dokładnie te potrawy, które pieczołowicie przygotowywały nasze mamy, a wcześniej babcie. W ten sposób kultywujemy tradycje, przekazując je naszym dzieciom. Również dla nich chwile spędzone przy świątecznym, zastawionym polskimi daniami stole maja szanse stać się najcenniejszymi wspomnieniami z dzieciństwa. To wspaniała nagroda za trud i czas poświęcony na przygotowanie cudownych i niezapomnianych Świąt. A każde święta to również czas refleksji. Tradycyjnie stawiając na świątecznym stole dodatkowe nakrycie, pomyślmy więc przez chwilę o tych, którzy liczą na wsparcie życzliwych i wrażliwych ludzi. Niech nadchodzące Święta Bożego Narodzenia będą dla wszystkich tak samo radosne i magiczne!

 

Czy już jestem MADE IN CHINA?

Mariusz Szczygieł   
niedziela, 12 grudnia 2010 18:49

made-in-china

Pamiętam takie stare zdjęcie, na którym radzyńscy kupcy stoją przed sklepem.

Na szyldzie sklepowym widnieje słowo "nieżydowski". Przypominam sobie także słowa jednej z bohaterek filmu "Dziadki dziatkom. Pamiętnik ze starego Radzynia", w których mówi, że Żydzi w zasadzie opanowali radzyński handel i nawet, jeśli ktoś chciałby kupić coś gdzieś indziej, to nie miał takiej możliwości. Widzę dzisiaj pewną analogię to tej historii sprzed lat.

Dzisiaj jednak nie Żydzi, a Chińczycy opanowują (a może już opanowali) nasz rynek. Gdzie nie spojrzeć, tam MADE IN CHINA. Kiedyś cieszyły mnie chińskie kredki, czy ołówek z gumką w piórniku. Jakiż to był wypas... polski ołówek takiej gumki nie miał i nie był tak kolorowy. Tak było kiedyś. A dzisiaj? Telefon- chiński, koparka na budowie- skośnooka, buty, koszulki, skarpety- zgadnijcie. Nawet bursztyn z owadem w środku na sopockim molo też ma ten znany na całym świecie napis na opakowaniu. Niesamowite... jak potężny jest ten naród. A co najciekawsze sami wchodzimy w ich sidła. Weźcie do ręki pierwszą z brzegu maskotkę i przeczytajcie napisy na metce. Nikt nie napisał tam, że zabawkę wyprodukowano w Polsce, ale najczęściej: "Wyprodukowano w Chinach" dla..., albo "Importer:" oczywiście z Azji. Ja wiem, że taniej, wiem, że konkurencja potężna i ten, kto chce się utrzymać na rynku musi ciąć koszty. Ale ile jeszcze będzie tak słodko? Kiedy Chińczykom znudzi się zalewać rynki całego świata tanim towarem i zakręcą nam kurek dobroci jak Rosjanie gaz? Czy nie obudzimy się wtedy z ręką w chińskim(!) nocniku, kiedy polskie firmy nie będą już niczego produkować, a cena na importowane dobra wzrośnie z dnia na dzień? Śmiejemy się jeszcze dzisiaj z jakości, opowiadamy o tandecie tych produktów, ale obejrzyjcie się dookała siebie i poszukajcie napisów na przedmiotach, których codziennie używacie... Albo sprawdzcie, kto jest właścicielem VOLVO, czy amerykańskiego Hummera (!). I jeszcze jedno... nawet polski kamień nie ma szans na konkurowanie ceną z chińskim. Dlatego już dzisiaj nie dziwi mnie, że obniżono zasiłek pogrzebowy. Czy już jesteśmy MADE IN CHINA?

 

Radzyń - szlachetny przywilej

Mariusz Bober   
środa, 01 grudnia 2010 10:27

Herb PilawaSzanowni Państwo!

28 listopada 2010 roku w dzień publicznej debaty na fotel burmistrza Radzynia Podlaskiego dostałem pewnego olśnienia. Pojawił się pewien błysk inspiracji. Pomyślałem też, że dokładnie teraz warto wypowiedzieć te istotne kwestie z całą siłą.

Ciągle pytamy o Radzyń. O to jaki ma być i kto i jak ma nim rządzić. Ale to może nie Radzyń, ale my dla Radzynia jesteśmy problemem, chorobą, którą należy wyleczyć jak całą służbę zdrowia! Może opacznie przestawiliśmy ważności tego czym się zajmujemy lub o co walczymy. Może to nasze świadomo- nieświadome wariactwo?

Z licznych publikacji wynika, że w Radzyniu urodzili się lub przebywali wybitni ludzie z rozmaitych dziedzin. Czy musimy ich kolejny raz wymieniać? Wystarczy nadmienić kto projektował i budował Pałac Potockich. Że trwały tutaj prace nad fragmentami Konstytucji 3 Maja. Że jeszcze wiele innych kwestii, zdarzeń o których mówią i rozpisują się nasi historycy i publicyści. Może należy się otrząsnąć z chocholego tańca i przejrzeć na oczy!

 

Nadzieja matką...

Mariusz Szczygieł   
poniedziałek, 11 października 2010 08:03

Jastrzębia Góra

 

W wakacje udało mi się w końcu wyjechać z Radzynia... Na krótko, bo tylko 5 dni, ale wystarczyło, by "podładować swoje bateryjki". Jastrzębia Góra... morze... pięknie... I wiecie co?

Jastrzębia to mała wioska, gdzie kiedyś ktoś (w latach dwudziestych ubiegłego wieku) postanowił stworzyć plażę na miarę europejskich standardów. Udało mu się to prawie sto lat temu i do dzisiaj mieszkańcy mogą żyć z turystów, a turyści mogą w cywilizowany sposób wdychać jod z Bałtyku. Co ciekawe, wcale nie ma tam rarytasów. Jastrzębia, tak jak inne miasta, wyłożyła swoje główne ulice kostką brukową i to na nich toczy się turystycznie życie. Obok betonowych budynków pozostałych po czasach PRL-u i całkiem nowych, budowanych przez przedsiębiorczych "Kaszubów" z Warszawy, tubylcy zbili z desek prowizoryczne wiaty, gdzie obok flądry i dorsza serwują pstrągi. Zmyślni mieszkańcy, wiedząc, że dalej na północ pójść się już nie da (bo przeszkadza w tym morze), zrzucili się na kawałek głazu, który skrzętnie okleili tabliczkami ze swoimi nazwiskami, tworząc tym samym kolejną "atrakcję turystyczną".

 
<< pierwsza < poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 następna > ostatnia >>

Strona 9 z 14
Sprzedam rower
Sprzedam rower
niedziela, 07 kwietnia 2024
noimage
Kabel silowy
wtorek, 09 kwietnia 2024