Radzyń Podlaski - Nasze miasto z dobrej strony! Mamy 19 kwietnia 2024 imieniny: Leona, Tymona

06.08.2010 - Łagów - Wielgie

Mariusz Szczygieł   
piątek, 06 sierpnia 2010 09:44

Jeszcze Łagów... - fot. Adam Adamski8:16 - Jeszcze Łagów... - foto z trasy nadesłał Adam Adamski

Nasi pielgrzymi przekroczyli już Wisłę... Dzisiaj kolejny dzień ich wędrówki. Cisza i zamyślenie, trud drogi i zmęczenie- to widać na pierwszym zdjęciu , przesłanym do nas dzisiaj rano.

Złota "piętnastka", której patronuje ks. Jerzy Popiełuszko, dotrze dzisiaj do miejscowości Wielgie.

Czekamy na informacje z trasy, czekamy także na Wasze wspomnienia, które możecie umieszczać w komentarzach. Czy pamiętacie jeszcze swoją wędrówkę? Jesteśmy ciekawi, jak wyglądają kolejne dni marszu.

 

 

Z trasy

10:31 - 15A pozdrawia z odpoczynku w Mierziączce 10:31 - 15A pozdrawia z odpoczynku w Mierziączce :)

 

Konferencja

Eucharystia – Czwarta Góra Miłości

Zanim Chrystus odszedł do Ojca po zakończeniu wyznaczonego Mu dzieła, wielokrotnie zapowiadał swoje odejście i powrót na końcu czasów. Mówił, że idzie do domu Ojca, aby swoim uczniom „przygotować miejsce” (J 14,2). Podczas mowy pożegnalnej w Wieczerniku zapewniał: „Nie zostawię was sierotami: Przyjdę do was. Jeszcze chwila, a świat nie będzie już Mnie oglądał. Ale wy Mnie widzicie, ponieważ Ja żyję i wy żyć będziecie” (J 14,18–19). Chociaż Jego wniebowstąpienie było nieuchronne, jako logiczna konsekwencja dzieła zbawienia i jako znak pewnej nadziei dla chrześcijan, odchodzący Chrystus nie chciał całkowicie zerwać więzi z tymi, którzy Mu uwierzą. Nie tylko obiecał zesłanie Ducha Świętego, który zamieszkawszy w sercach ludzi, będzie kontynuował Jego dzieło (J 14,26), ale sam zapragnął pozostać wśród nich. Nie chciał zamknąć w przeszłości spotkań i rozmów, gestów przyjaźni i szacunku, bliskości i zrozumienia. Odchodził, jakby się ociągał – zatroskany o tych, których zostawił. Miłość bowiem pragnie pozostać. Nie najlepiej znosi pożegnania, odejścia. Miłość szuka sposobu, aby być blisko.

Na Ostatniej Wieczerzy znalazł sposób, aby pozostać wśród swoich. Ustanowił Sakrament swego Ciała i Krwi. Dał siebie samego za pokarm. Pozostał na zawsze w znaku konsekrowanego Chleba i Wina. Eucharystia w tym najgłębszym znaczeniu jest ucieleśnieniem miłości Bożej, pragnienia, by rzeczywiście Bóg stał się Emanuelem – Bogiem z nami (Mt 1,23).4

Oto wielka tajemnica Miłości

Podczas Mszy św. słyszymy słowa: „Oto wielka tajemnica wiary”. Rzeczywiście – Eucharystia może być nazwana „wielką tajemnicą”, gdyż człowiek siłą własnego rozumu nie potrafi poznać jej głębi. Jest „wymysłem miłości”, która posuwa dar z siebie do ostatecznych granic. Dlatego równie dobrze może być nazwana „wielką tajemnicą miłości Boga”. Zrodziła się w Sercu Jezusa jako pragnienie pozostania z tymi, których ukochał, aż do oddania życia za nich. Wyraża ogromną troskę o ludzi, która przypomina największe gesty Bożej miłości wobec Ludu Wybranego.

W Starym Testamencie, zwłaszcza w czasie kształtowania się Izraela jako społeczności narodowej i świętej, podczas wyjścia z Egiptu, Bóg – Zbawiciel ofiarował ludziom kilka znaków, które mogli odczytać jako znaki Jego szczególnego upodobania i czujnej, ojcowskiej miłości.

Pierwszym ze znaków, który miał upewnić uciekinierów o tym, że Bóg jest z nimi, był świetlisty obłok, towarzyszący ich wędrówce. W Księdze Wyjścia znajdujemy krótkie stwierdzenie: „A Pan szedł przed nimi podczas dnia jako słup obłoku, by ich prowadzić drogą, podczas nocy zaś jako słup ognia, aby im świecić, żeby mogli iść we dnie i w nocy. Nie ustępował sprzed ludu słup obłoku we dnie, ani słup ognia w nocy” (Wj 13,21–22). Obłok prowadzący wędrowców był znakiem dającym pewność, że ocienia ich i prowadzi Boża obecność. Ilekroć widzieli słup ognia i słup dymu, tylekroć mogli czuć się bezpieczni w bliskości Boga.

Innym znakiem ojcowskiej miłości Pana Boga był dar manny i przepiórek. Pan Bóg nakarmił lud uskarżający się na „pokarm mizerny”. „I przemówił Pan do Mojżesza tymi słowami: «Słyszałem szemranie Izraelitów. Powiedz im tak: O zmierzchu będziecie jeść mięso, a rano nasycicie się chlebem. Poznacie wtedy, że Ja, Pan, jestem waszym Bogiem». Rzeczywiście, wieczorem przyleciały przepiórki i pokryły obóz, a nazajutrz rano warstwa rosy leżała dokoła obozu. Gdy się warstwa rosy uniosła ku górze, wówczas na pustyni leżało coś drobnego, ziarnistego, niby szron na ziemi. Na widok tego Izraelici pytali się wzajemnie: Co to jest? – gdyż nie wiedzieli, co to było. Wtedy powiedział do nich Mojżesz: «To jest chleb, który daje wam Pan na pokarm. To zaś nakazał wam Pan: Każdy z was zbierze dla siebie według swej potrzeby, omer na głowę. Każdy z was przyniesie według liczby osób, które należą do jego namiotu»” (Wj 16,11–16). Pamięć o tym cudownym pokarmie przetrwała żywa w pokoleniach Izraela do czasów Jezusa, a cząstka tego pokarmu była przechowywana na pamiątkę w arce przymierza. „Dom Izraela nadał temu pokarmowi nazwę «manna». Była ona biała jak ziarno kolendra i miała smak placka z miodem. Mojżesz rzekł: «Oto, co nakazał Pan: Napełnijcie omer i przechowajcie go dla waszych późniejszych pokoleń, aby ujrzeli pokarm, którym żywiłem was na pustyni po wyprowadzeniu z ziemi egipskiej». Mojżesz rzekł do Aarona: «Weź naczynie i napełnij je omerem manny, i złóż ją przed Panem, aby przechować ją dla waszych późniejszych pokoleń». Aaron położył je przed świadectwem, aby przechować – jak to Pan nakazał Mojżeszowi. Izraelici jedli mannę przez czterdzieści lat, aż przybyli do ziemi zamieszkałej. Jedli mannę, aż przybyli do granic ziemi Kanaan” (Wj 16,31–35).

Zapowiedzi Eucharystii możemy dopatrywać się również w baranku paschalnym, którego Żydzi spożywali na pamiątkę przejścia anioła śmierci przez ziemię egipską i swego wyzwolenia. Etiologię uczty paschalnej i jej sens wyjaśnia autor Księgi Wyjścia. „Powiedzcie całemu zgromadzeniu Izraela tak: Dziesiątego dnia tego miesiąca niech się każdy postara o baranka dla rodziny, o baranka dla domu. Jeśliby zaś rodzina była za mała do spożycia baranka, to niech się postara o niego razem ze swym sąsiadem, który mieszka najbliżej jego domu, aby była odpowiednia liczba osób. Liczyć je zaś będziecie dla spożycia baranka według tego, co każdy może spożyć. Baranek będzie bez skazy, samiec, jednoroczny; wziąć możecie jagnię albo koźlę. Będziecie go strzec aż do czternastego dnia tego miesiąca, a wtedy zabije go całe zgromadzenie Izraela o zmierzchu. I wezmą krew baranka, i pokropią nią odrzwia i progi domu, w którym będą go spożywać. I tej samej nocy spożyją mięso pieczone w ogniu, spożyją je z chlebem niekwaszonym i gorzkimi ziołami. Nie będziecie spożywać z niego nic surowego ani ugotowanego w wodzie, lecz upieczone na ogniu, z głową, nogami i wnętrznościami. Nie może nic pozostać z niego na dzień następny. Cokolwiek zostanie z niego na następny dzień, w ogniu spalicie. Tak zaś spożywać go będziecie: Biodra wasze będą przepasane, sandały na waszych nogach i laska w waszym ręku. Spożywać będziecie pośpiesznie, gdyż jest to Pascha na cześć Pana. Tej nocy przejdę przez Egipt, zabiję wszystko pierworodne w ziemi egipskiej od człowieka aż do bydła i odbędę sąd nad wszystkimi bogami Egiptu – Ja, Pan. Krew będzie wam służyła do oznaczenia domów, w których będziecie przebywać. Gdy ujrzę krew, przejdę obok i nie będzie pośród was plagi niszczycielskiej, gdy będę karał ziemię egipską.  (Wj 12,3–13).

Chrześcijanie zawsze widzieli w tym baranku „bez skazy” prorocką zapowiedź Chrystusa, prawdziwego baranka, który zgładzi grzechy świata i wyzwoli ludzkość z niewoli zła. Dlatego na ołtarzach ofiarnych bardzo często możemy spotkać baranka paschalnego. Aluzją do Chrystusa jest zwycięska chorągiew, powiewająca nad nim.

I w tym opowiadaniu o baranku paschalnym, którego „krew ocala domy wierzących”, dostrzegamy jako motyw wiodący miłość Bożą. Bóg karmi swój lud i chroni jego krwią przed śmiercią. Eucharystia chroni przed śmiercią wieczną, gdyż jak powiedział Jezus: „Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym” (J 6,54).

Pan Bóg okazywał swą miłość, odpowiadając na potrzeby swego ludu. Jego troska pozwalała im przeżyć w niesprzyjających warunkach. W czasach proroków spotykamy się z podobnymi gestami miłości Boga. 1 Księga Królewska opowiada historię proroka Eliasza, karmionego przez kruki. „Prorok Eliasz z Tiszbe w Gileadzie rzekł do Achaba: «Na życie Pana, Boga Izraela, któremu służę! Nie będzie w tych latach ani rosy, ani deszczu, dopóki nie powiem». Potem Pan skierował do niego to słowo: «Odejdź stąd i udaj się na wschód, aby ukryć się przy potoku Kerit, który jest na wschód od Jordanu. Wodę będziesz pił z potoku, krukom zaś kazałem, żeby cię tam żywiły». Poszedł więc, aby uczynić według rozkazu Pańskiego i podążył, żeby zamieszkać przy potoku Kerit na wschód od Jordanu. A kruki przynosiły mu rano chleb i mięso wieczorem, a wodę pijał z potoku” (1 Krl 17,1–6).

Dzięki temu pokarmowi, o który Bóg sam się zatroszczył, zarówno Naród Wybrany, jak i prorok Eliasz przeżyli trudne sytuacje i wypełnili swą misję. Dlatego zarówno pokarm na pustyni, jak i ten, który przynosiły Eliaszowi kruki, był rozumiany jako zapowiedź Eucharystii – prawdziwego Pokarmu z nieba.

Hojność Chrystusa

Zanim Chrystus dokonał cudu eucharystycznego, zapowiadał ustanowienie tego Sakramentu poprzez słowa i znaki. Przygotowaniem do ustanowienia Eucharystii jest pierwszy znak, jaki uczynił Jezus – przemienienie wody w wino podczas wesela w Kanie Galilejskiej (J 2,1–11). Cud ten, dokonany na prośbę Matki, ma głębszy, niż tylko doraźny sens. Był natychmiastową interwencją Chrystusa w sytuacji braku wina. Niemniej jednak, trzeba oczytać go w kontekście wydarzenia późniejszego – Wieczernika. W Kanie Galilejskiej Chrystus przemienił wodę w doskonałe wino. W Wieczerniku przemieni wino w swoją krew. W jednym i drugim momencie Chrystus skorzystał ze swej Boskiej mocy, swej władzy nad stworzeniem.

Przygotowaniem do ustanowienia Eucharystii były cudowne rozmnożenia chleba i karmienie nim rzesz na pustkowiu. O jednym z takich wydarzeń zaświadcza Mateusz. Cud miał miejsce w okolicach jeziora Genezaret. Jezus nauczał na jednym ze wzgórz, łagodnie schodzących do jeziora. „I przyszły do Niego wielkie tłumy, mając z sobą chromych, ułomnych, niewidomych, niemych i wielu innych – i położyli ich u nóg Jego, a On ich uzdrowił. Tłumy zdumiewały się widząc, że niemi mówią, ułomni są zdrowi, chromi chodzą, niewidomi widzą. I wielbiły Boga Izraela. Lecz Jezus przywołał swoich uczniów i rzekł: «Żal Mi tego tłumu! Już trzy dni trwają przy Mnie, a nie mają co jeść. Nie chcę ich puścić zgłodniałych, żeby kto nie zasłabł w drodze». Na to rzekli Mu uczniowie: «Skąd tu na pustkowiu weźmiemy tyle chleba, żeby nakarmić takie mnóstwo?» Jezus zapytał ich: «Ile macie chlebów?» Odpowiedzieli: «Siedem i parę rybek». Polecił ludowi usiąść na ziemi; wziął siedem chlebów i ryby, i odmówiwszy dziękczynienie, połamał, dawał uczniom, uczniowie zaś tłumom. Jedli wszyscy do sytości, a pozostałych ułomków zebrano jeszcze siedem pełnych koszów. Tych zaś, którzy jedli, było cztery tysiące mężczyzn, nie licząc kobiet i dzieci. Potem odprawił tłumy, wsiadł do łodzi i przybył w granice Magedan” (Mt 15,29–39).

W relacji Mateusza trzeba podkreślić dwa istotne momenty. Cud nakarmienia zgłodniałych słuchaczy jest jednym z elementów Jego mesjańskiej troski o ludzi. Mateusz pisze, że tuż przed dokonaniem się cudu, Jezus uzdrowił wielką liczbę chorych. Otoczył go świat ludzkiej biedy. Chrystus patrząc na słuchaczy, którym brakowało sił życiowych, zdrowia, sprawności fizycznych, i których ich ułomności i choroby skazywały na nędzę, przychodzi im z pomocą. Uzdrawia. Tym samym otwiera przed nimi nadzieję na lepszą przyszłość. Spotkanie z miłosiernym Chrystusem uwalnia ich od zła, które ich gnębi i nie pozwala w pełni żyć. Chrystus postępuje w tym momencie jak Dobry Pasterz, który zatroskany o owce, nie tylko czuwa nad nimi, ale niesie im konieczną pomoc.

Znamienne są również słowa, które wypowiada Nauczyciel z Nazaretu do swoich uczniów: „Żal Mi tego tłumu!”. Chrystus jest bacznym obserwatorem. Widzi ludzi, ich potrzeby duchowe i fizyczne. Widzi głód nieba i głód „burczący” w żołądku. Spojrzenie Chrystusa jest spojrzeniem realistycznym. Jest też spojrzeniem angażującym. Chrystus nie tylko widzi problem – głód swoich słuchaczy. Czuje się zobowiązany do tego, by w jakiś sposób odpowiedzieć na dostrzeżoną potrzebę. Nie postępuje jak sługa świątynny i kapłan, którzy minęli pobitego i ograbionego przez zbójców wędrowca (zob. Łk 10,31–32), ale ma wzrok miłosiernego Samarytanina (Łk 10,33), który potrafi współczuć.

Chrystusowi zrobiło się żal wygłodniałych i zmęczonych słuchaczy. Czyż zasadniczym motywem ustanowienia Eucharystii nie był podobny żal Chrystusa, którym obejmował nie tylko Apostołów, ale i nieskończoną liczbę tych, którzy w ciągu wieków przyjmą Ewangelię. Oni również będą w drodze, zmęczeni, wygłodniali. Ich potrzeby również są dla Chrystusa ważne. Dla nich także ma źródło siły i łaski – Eucharystię.

W Ewangelii św. Jana znajdujemy w 6 rozdziale wielką mowę eucharystyczną, podczas której Chrystus zapowiedział ustanowienia sakramentu swego Ciała i Krwi oraz zapewnił, że On sam jest prawdziwym chlebem, który z nieba zstąpił, by dać ludziom życie wieczne. Rozdział ten otwiera opis cudownego rozmnożenia chleba i nakarmienia nim pięciu tysięcy mężczyzn (J 6,1–13). Jezus widząc, że Jego słuchacze chcą Go obwołać swym królem, niemalże uciekł przed nimi, schronił się na górze (J 6,15), a potem przeprawił na drugi brzeg Jeziora Genezaret.

Ale nazajutrz tłumy Go odnalazły. Jezus wykorzystał sytuację, aby wyjaśnić im prawdziwe znaczenie cudu rozmnożenia chleba. „«Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Nie Mojżesz dał wam chleb z nieba, ale dopiero Ojciec mój da wam prawdziwy chleb z nieba. Albowiem chlebem Bożym jest Ten, który z nieba zstępuje i życie daje światu». Rzekli więc do Niego: «Panie, dawaj nam zawsze tego chleba!» Odpowiedział im Jezus: «Jam jest chleb życia. Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął; a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie. Powiedziałem wam jednak: Widzieliście Mnie, a przecież nie wierzycie. Wszystko, co Mi daje Ojciec, do Mnie przyjdzie, a tego, który do Mnie przychodzi, precz nie odrzucę, ponieważ z nieba zstąpiłem nie po to, aby pełnić swoją wolę, ale wolę Tego, który Mnie posłał. Jest wolą Tego, który Mię posłał, abym ze wszystkiego, co Mi dał, niczego nie stracił, ale żebym to wskrzesił w dniu ostatecznym. To bowiem jest wolą Ojca mego, aby każdy, kto widzi Syna i wierzy w Niego, miał życie wieczne. A ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym». Ale Żydzi szemrali przeciwko Niemu, dlatego że powiedział: «Jam jest chleb, który z nieba zstąpił». I mówili: «Czyż to nie jest Jezus, syn Józefa, którego ojca i matkę my znamy? Jakżeż może On teraz mówić: Z nieba zstąpiłem». Jezus rzekł im w odpowiedzi: «Nie szemrajcie między sobą! Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli go nie pociągnie Ojciec, który Mnie posłał; Ja zaś wskrzeszę go w dniu ostatecznym»” (J 6,32–44).

Komentując ten fragment Ewangelii, Benedykt XVI zauważył, że Chrystusowi naprawdę zależy na tym, by być blisko swoich uczniów. Poprzez ustanowienie Eucharystii chce wejść z mocą swej miłości w ich serca. Już nie być kimś „obok”, „przy”, ale „w” sercu umiłowanego człowieka. „W rozmowie zapisanej w Ewangelii (…), Jezus mówi «Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim» (J 6,56). Jakże nie radować się taką obietnicą? Słyszeliśmy jednak, że po tej pierwszej zapowiedzi ludzie, zamiast się cieszyć, zaczęli dyskutować i protestować: «Jak On może nam dać [swoje] ciało do jedzenia?» (J 6,52). Prawdę mówiąc, taka postawa pojawiła się wielokrotnie w ciągu dziejów. Można by powiedzieć, że w gruncie rzeczy ludzie nie chcą mieć Boga tak bliskiego, tak przystępnego, tak zaangażowanego w ich sprawy. Ludzie chcą Boga wielkiego – i także my w sumie wolimy często, aby raczej był z dala od nas. Wynajdujemy zatem problemy, które ostatecznie mają wykazać, że taka bliskość jest niemożliwa. Jednakże wypowiedziane wówczas słowa Chrystusa zachowują całą swoją jasność: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli nie będziecie jedli Ciała Syna Człowieczego ani pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie» (J 6,53). W rzeczywistości potrzebujemy Boga bliskiego. Słysząc pomruk protestu, Jezus mógł się wycofać i powiedzieć: «Przyjaciele, nie martwcie się! Mówiłem o ciele, ale to tylko symbol. Mam na myśli jedynie głęboką więź uczuciową». Ale nie – Jezus nie uciekł się do takich sposobów, aby złagodzić swoje słowa. Podtrzymał to, co powiedział, zachował cały realizm tej wypowiedzi, nie bacząc na to, że wielu uczniów Go opuściło (J 6,66). Pokazał wręcz, że gotów jest pogodzić się nawet z odejściem samych apostołów, byle tylko nie umniejszyć w niczym konkretności swojego przesłania: «Czyż i wy chcecie odejść?» (J 6,67) – zapytał. Dzięki Bogu, Piotr udzielił wówczas odpowiedzi, którą również my powtarzamy dzisiaj z całą świadomością: «Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego» (J 6,68). Potrzebujemy Boga bliskiego, Boga, który oddaje się w nasze ręce i który nas kocha”1.

W tym przebogatym w treści teologiczne wystąpieniu Chrystusa dostrzeżmy to, co leży u jego podstaw: miłość Boga do człowieka. Chrystus mówi swoim słuchaczom, że dlatego przyszedł na świat, iż posłał Go Ojciec, zatroskany o ich dobro. To dobro rozumie znacznie głębiej, niż oni. Słuchacze Jezusa chcą chleba, zaspokojenia głodu fizycznego. Pragną wraz z tym chlebem życia w miarę stabilnego, komfortowego. Widzą w Chrystusie kogoś, kto rozwiąże ich problemy życiowe. Z pewnością wśród tych, którzy jedli cudownie rozmnożony chleb, większość stanowiły osoby przyzwyczajone do głodowania. Byli to biedacy, szukający nadziei, chorzy i niepełnosprawni, którzy żyli z jałmużny.

Chrystus pragnie oczyścić i podnieść na wyższy poziom ich aspiracje. Pragnie ich karmić, ale chlebem, dzięki któremu nie będą więcej głodni. Pragnie dla nich stać się kimś więcej, niż rabbim, napełniającym żołądki darmowym chlebem. Bóg ma dla nich większe dobra. Nie bez przyczyny Jezus mówi o „prawdziwym chlebie z nieba” i życiu wiecznym, które zapewnia jego spożywanie. Wie, że rozmija się z oczekiwaniami swych słuchaczy, ale nie godzi się na to, by dać im tylko tyle, ile wydaje się im, że potrzebują.

Chrystus kocha ich bardziej, niż myślą, stąd też pragnie ich obdarowywać skarbami większymi, niż oczekują. Miłość Boża objawia się właśnie w tym maksymalizmie obdarowywania Bożego. Chrystus wzywał swoich uczniów do hojności. Mówił: „Dawajcie, a będzie wam dane; miarę dobrą, natłoczoną, utrzęsioną i opływającą wsypią w zanadrza wasze. Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie” (Łk 6,38). Ustanawiając Eucharystię wiernie wypełnił to, czego nauczał.

Boża miłość u stóp człowieka

Podczas Ostatniej Wieczerzy, Chrystus stanął pośród swoich uczniów „jako ten, kto służy” (Łk 22,27). Rozpoczął uroczystą ucztę pożegnalną od umycia nóg Apostołom. Było to zajęcie niewolnika, sługi. Pochylił się nad stopami swoich uczniów w geście pokory i uniżenia. W geście, który charakteryzował całe jego ziemskie życie. Powiedział sam o sobie: „Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie na okup za wielu” (Mk 10,45). Apostoł Paweł pisze, że Chrystus „ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi” (Flp 2,7). Duch służby przenikał Jego sposób odnoszenia się do tych, których spotykał. Chrystus pragnął zaszczepić go w sercach swoich wyznawców. „Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię – lekkie” (Mt 11,29–30).

Ostatnia Wieczerza jest kolejną Górą objawienia Bożej miłości, która wyraża się w zatroskaniu o zbawienie człowieka, pokornej służbie i darze z siebie. „«Umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował» (J 13,1). Bóg kocha swoje stworzenie, człowieka. Kocha go również wtedy, gdy ten upada, i nie pozostawia go samego. On kocha do końca. Jego miłość jest miłością aż do końca, do ostateczności: zstępuje z wyżyn swej Boskiej chwały. Zdejmuje szaty swej Boskiej chwały i przyodziewa szaty niewolnika. Zniża się aż po skrajną nędzę naszego upadku. Klęka przed nami i posługuje nam jak niewolnik; obmywa nasze brudne stopy, abyśmy mogli zostać dopuszczeni do udziału w Boskiej uczcie, abyśmy stali się godni zająć miejsce przy Jego stole – sami nie moglibyśmy, ani nie powinniśmy tego czynić.

Bóg nie jest daleki, zbyt odległy i zbyt wielki, aby zajmować się naszymi małymi sprawami. Właśnie dlatego, że jest wielki, może zajmować się także tym, co małe. I właśnie dlatego, że On jest wielki, dusza człowieka, sam człowiek, stworzony do miłości wiecznej, nie jest czymś małym, lecz jest wielki i godny Jego miłości. Świętość Boga nie jest porażającą mocą, wobec której w bojaźni musimy zachować dystans. Jest ona mocą miłości – i przez to mocą oczyszczającą i uzdrawiającą.

Bóg uniża się i staje się niewolnikiem, obmywa nasze nogi, abyśmy mogli siedzieć u Jego stołu. W tym wyraża się cała tajemnica Jezusa Chrystusa. W tym staje się widoczne, czym jest odkupienie. Aby nas obmyć, zanurza nas w swojej miłości, gotowej zmierzyć się ze śmiercią. Tylko miłość ma tę oczyszczającą moc, która obmywa nas z naszego brudu i wynosi na wyżyny Boga. Kąpielą, która nas oczyszcza, jest On sam, całkowicie się nam dający, nawet w otchłani swego cierpienia i śmierci. On nieustannie jest tą miłością, która nas obmywa; w sakramentach oczyszczenia – w chrzcie i sakramencie pokuty – On wciąż klęczy u naszych stóp i pełni posługę niewolnika, posługę oczyszczenia, otwiera nas na Boga. Jego miłość jest niewyczerpana, rzeczywiście jest miłością aż do końca”.

Rozmyślania

Po przejściu przez Jordan zostało na nowo zawarte przymierze wyrażone znakiem obrzezania. W czasie wędrówki przez pustynię Izraelici nie obrzezywali rodzących się wówczas chłopców, na­tomiast obrzezani Izraelici, którzy wyruszyli z Egiptu, umarli.

Obrzezanie dokonane przed wejściem do Ziemi Obiecanej było nie tylko cielesnym znakiem przynależności do określonej wspólnoty religijnej i związania się przymierzem z Bogiem Jahwe. Istotne bowiem było to, co miało się stać w ludzkim wnętrzu – przemiana serca człowieka. Stąd we­zwanie: Dokonajcie więc obrzezania waszego serca, nie bądźcie nadal ludem o twardym karku (Pwt 10,16).

W obrazie obrzezania serca czy też nowego serca chodzi o zmianę myślenia człowieka. Wszystkie problemy bowiem rodzą się w ludzkim sercu (zob. Mk 7,21-23). Gdy doświadczymy tego, że Pan Bóg jest z nami, że to On zmienia nasze serce, to obojętnie, w jakich okolicznościach się znaj­dziemy, tam będzie dla nas ziemia obiecana. Możemy powiedzieć, że ziemia obiecana jest w na­szym nowym, przemienionym wnętrzu. Odkrywamy ją wtedy, gdy zgadzamy się na obrzezanie na­szego serca i wchodzimy we wszystkie okoliczności naszego życia jako nowi ludzie, to znaczy jako mający w sobie spojrzenie Boże, Bożego Ducha. Wtedy wszystkie doświadczenia, jakie nas spo­tkają, stają się naszą ziemią obiecaną. Nie dlatego, że zmieniła się rzeczywistość wokół nas, ale dla­tego, że zmieniło się nasze serce, że daliśmy w naszym życiu przestrzeń Panu Bogu. Można po­wiedzieć, że ziemia obiecana nie polega na tym, że otrzymujemy jakiś kawałek ziemi, ale że daje­my w sobie przestrzeń Panu Bogu, że pozwalamy Mu działać w sobie aż do końca.

Chodzi o przemianę myślenia na temat ziemi obiecanej. Nie jest to miejsce, gdzie będzie mi dobrze, moja przemiana, obrzezania mojego serca, zabranie mi serca kamiennego i dania serca z ciała. Wte­dy gdziekolwiek się znajdę, będę wdzięczny Bogu. Chrześcijanin w każdym położeniu dziękuje Bogu (zob. Ef 5, 20; 1 Tes 5, 18), bo wie, że Bogu na nim zależy. Świat tego dzisiaj potrzebuje. Świat dlatego ucieka się do różnych bożków, religii, psychologii, bo nie zna Boga historii. Nie zna, bo jest za mało świadków, którzy by o takim Bogu świadczyli.

Obrzezanie to obraz chrztu. Oczywiście w chrzcie następuje rozwinięcie logiki znaku, przejście od znaku obrzezania na ciele do obrazu obrzezania serca bądź – jak to jest wyrażone innymi słowami – obrzezania nie ręką ludzką uczynionego (zob. Kol 2,11). Chrześcijanie od najdawniejszych czasów interpretowali owo powtórne obrzezanie jako akt zapowiadający duchowe obrzezanie, które stanie się udziałem wyznawców Chrystusa przez chrzest święty.

Jerycho jest miastem, które po przejściu Jordanu staje się dla Izraelitów pierwszym celem do zdo­bycia, pierwszym krokiem do Ziemi Obiecanej, gdzie czeka ich nowe życie, zgodnie z obietnicą Boga. Po uroczystym obchodzie święta Paschy (zob. Joz 5,10-11), upamiętniającym wyjście z Egiptu, nastąpił więc ciąg dalszy podboju. Miasto było jednak zbyt silne, by Izraelici mogli je zdo­być przy swoich możliwościach militarnych. Również mieszkańcy tego miasta wydawali się moc­niejsi od nich. Pan Bóg jednak swoją obietnicą zapewnił, że da im to miasto w posiadanie, że On będzie „walczył”, że On je dla nich zdobędzie. Naród zaś miał w posłuszeństwie wykonywać pew­ne czynności. Pan kazał im dotąd chodzić z Arką Przymierza wokół Jerycha, użyć trąb i rogów, któ­rym towarzyszyły wojenne okrzyki całego ludu, aż opadły mury miasta i wszystko stało się dostęp­ne.

Jerycho zostało zdobyte w sposób cudowny. Nie w bezpośredniej walce z przeciwnikiem, lecz dzięki posłusznemu wykonaniu poleceń. Niezależnie od tego, jak będziemy rozpatrywać po­szczególne elementy tego opowiadania od strony historycznej, przekazuje ono prawdy, które są za­wsze aktualne i niezmienne. Te prawdy odnoszą się do naszych sytuacji życiowych, na miarę tego, jak dotarła do nas obietnica oraz jak daliśmy się przez nią pociągnąć i rozpoczęliśmy wędrówkę do ziemi obiecanej, czyli do tego życia, które zostało zapoczątkowane w chrzcie.

Tak jak celem dla Izraelitów było zdobycie miasta, tak moim celem jest jedność, zjednoczenie z Panem Bogiem i z bliźnimi. Spostrzegam w sobie wiele przeciwności, które mimo mojej dobrej woli i chęci nie pozwalają mi tego spełnić. Jestem w wielu sytuacjach bezsilny. Pan Bóg w swojej obietnicy jednak zapewnia mnie, że to jest dla mnie do osiągnięcia, że mogę zostać wprowadzony w nowy styl, w nową jakość życia, że mogę doświadczyć przemiany, której On we mnie dokona (zob. Pwt 30, szczególnie 30,11).

Aby to się stało, jestem wezwany do posłuszeństwa, do wykonywania w posłuszeństwie pewnych gestów, kroków, czynów wypływających z mojej wiary i nadziei, że obietnica się spełni. Podstawo­wym warunkiem jest słuchanie Bożego słowa. Owo kroczenie wokół Jerycha obrazuje m.in. moją gotowość udziału z wiarą w praktykach religijnych, w tym studium Pisma świętego, w katechezach, podejmowania kroków, by zbliżyć się do drugiego człowieka, kiedy to się wydaje trudne czy wprost jakby bezsensowne.

W opowiadaniu o zdobyciu Jerycha i innych miast pojawia się słowo o obłożeniu ich klątwą. Klą­twa i to, co w związku z nią Izraelici mieli uczynić wobec objętych nią ludzi i rzeczy, zostało sfor­mułowane po raz pierwszy w Księdze Powtórzonego Prawa (zob. Pwt 7,1-5). Miała ona chronić Izraelitów, by po wejściu do Ziemi Obiecanej nie zaczęli naśladować wzorów religijnego zachowa­nia, jakie zastali u plemion wcześniej zamieszkujących ziemię Kanaan. Na kartach Księgi Jozuego słowa dotyczące klątwy są jeszcze bardziej radykalne. Wskazuje to na wielkie znaczenie konieczno­ści utrzymania dystansu wobec zastanych zwyczajów i kultów.

U ludów starożytnego Bliskiego Wschodu było powszechnie przyjęte, iż zwyciężony naród należy wymordować ku czci swojego narodowego bóstwa. Nam dzisiaj trudno przyjąć, że w Piśmie świętym znajdujemy ślady tych obyczajów. Są one wkomponowane w całą historię zbawienia i po­winny być odczytywane w tamtym kontekście historycznym. Ale możemy i musimy widzieć w tym obrazie przesłanie dla naszego życia, które wskazuje na konieczność oderwania się człowieka wierzącego w Boga od wszelkich innych zależności wyobrażających bogactwa pogan. Klątwa to wyraz zdystansowania się wobec wszystkiego, co stanowiło ośrodek życia pogan, odcięcie się od tego, czym oni byli bogaci, w czym upatrywali swoją siłę, w czym pokładali nadzieję. Jest to po­lecenie zniszczenia tego, co było przejawem życia bez Boga, co stanowiło bogactwo życia czło­wieka poza Bogiem. Nie chodzi tutaj o to, by w ogóle nie korzystać z dóbr tego świata, lecz aby do­konywało się to w wolności od nich, a w zależności i posłuszeństwie wobec Pana Boga.

Życie w Ziemi Obiecanej to życie w wolności od „bożków”, czyli tego wszystkiego, co człowieka uzależnia, od czego człowiek oczekuje wypełnienia i spełnienia swego życia.

Te obrazy zostaną rozwinięte w wezwaniu Jezusa do zaparcia się samego siebie (zob. np. Mt 16,24) albo w tym, co św. Paweł nazywa zwleczeniem starego człowieka (zob. Kol 3,9) czy wyrzeczeniem się ducha tego świata (zob. Tt 2,11-12). Będzie to zawsze związane z przyjęciem chrztu. W liturgii sakramentu chrztu wyraża to ryt wyrzeczenia się złego ducha.

 

{xtypo_info}Tak było w zeszłym roku (kliknij){/xtypo_info}

 

Komentarze  

 
#1 RE: 06.08.2010 - Łagów - Wielgieelżbieta 2010-08-06 11:56
Zmęczenie daje znać o sobie,ale po pielgrzymce pamięta się chwile radosne trudności mijają a radość pozostaje na całe życie.Pozdrawiam serdecznie moich pielgrzymów Pawła,Adama i Łukasza jesteśmy z Wami.Szczęść Boże
 
 
#2 hmmmSkalar 2010-08-06 20:20
już nie macie o czym pisać w tej gazecie ?
 
 
#3 mhhhhAdmin iledzisiaj.pl 2010-08-06 20:25
A w której gazecie?
 
 
#4 hmmmSkalar 2010-08-06 20:33
no w tej ijedzisiaj
 
 
#5 Hmmladywriter 2010-08-07 11:41
A od kiedy iledzisiaj to gazeta?
O to właśnie chodzi, by informacje były z każdej dziedziny życia - dzięki temu każdy znajdzie tutaj coś dla siebie.
 

Zaloguj się, aby dodać komentarz. Nie masz jeszcze swojego konta? Zarejestruj się.